Juan Soler kocha teatr i telewizję

Argentyńczyk. Dokładnie dwadzieścia lat temu wyemigrował do kraju Azteków w nadziei na rozpoczęcie kariery aktorskiej w meksykańskiej Televisie. Udało mu

Argentyńczyk. Dokładnie dwadzieścia lat temu wyemigrował do kraju Azteków w nadziei na rozpoczęcie kariery aktorskiej w meksykańskiej Televisie. Udało mu się. Juan Soler (45 lat) ma na swoim koncie spory wachlarz telenowel i rosnącą listę głównych ról. Polskim widzom najlepiej kojarzony z roli Mariana w „Angeli”. Po dekadzie nieobecności na naszych ekranach powraca razem z Silvią Navarro („Kiedy będziesz moja”) w nowej telenoweli „Kiedy się zakocham…”.

– Twoja postać w „Kiedy się zakocham…” to…
– Jeórnimo Linares. Człowiek całkowicie odizolowany od swojego rodzinnego miasta. Pewnego dnia powraca w rodzinne strony, gdy brat zawiadamia go, by przyjechał na jego zaręczyny z narzeczoną. Wpada w labirynt kłamstw i do tego zakochuje się w kobiecie, która także staje się ich ofiarą. To bardzo sprzeczna postać, pełna przeciwległych uczuć, z duszą szaleńca, kochającego i nienawidzącego. Rola bardzo złożona.

– Jak układała Ci się praca z Silvią Navarro?
– Jest przezabawna i niesamowita. Potrafi być świetną koleżanką w pracy, osobą godną zaufania, z którą można szczerze porozmawiać i mieć pewność, że zostanie się zrozumianym. Ma cechy dobrego przyjaciela.

– Jaka jest formuła na to, by publiczność wciągnęła się w fabułę?
– Wszystkie historie o miłości zostały już opowiedziane. Różnica polega na tym, kim jest opowiadający i jak to robi. „Kiedy się zakocham…” jest wolną adaptacją, świetnie napisaną, z rozgrywającym się 24 lata wcześniej prologiem. To sprawia, że jest ona atrakcyjna i zachęca do oglądania.

– Jak rozpocząłeś karierę?
– Przez przypadek. Pracowałem jako model i również jako model zostałem zaproszony do udziału w filmie. Miałem po prostu się w nim pojawić. Tam przyuważyłem jak pracują aktorzy i miałem sposobność porozmawiać z kilkoma z nich. Widziałem jak osoba, z jaką przed momentem rozmawiałem, staje się kimś innym w świetle kamer. To mnie zachwyciło. Pomyślałem, że to jak przeżyć kilka żyć w jednym życiu, a możliwe jest tylko w aktorstwie.

Juan Soler z Silvią Navarro (fot. Televisa)

– Dlaczego zatem zdecydowałeś się grać w Meksyku?
– Brałem w udział w jakimś castingu i wpadło mi do rąk czasopismo o ekonomii. Przekartkowałem je i natrafiłem na artykuł, w jakim pisano o największej wytwórni telewizyjnej w przemyśle hiszpańskojęzycznym, Televisie. Powiedziałem sobie: jeśli ktoś ma mi powiedzieć czy się do tego nadaję, czy nie, to niech zrobi to ktoś wielki. Kupiłem bilet, przyleciałem do Meksyku i zastukałem do drzwi Televisy.

– Jesteś aktorem telewizyjnym i teatralnym. W którym środowisku czujesz się najlepiej?
– Byłoby niesprawiedliwie rozdzielać je i wybierać jedno. Lubię teatr i telewizję za to, co dają mojej osobie. Teatr to żywy kontakt z publicznością, „pomyl się i ukryj to”, trzeba być nieustannie czujnym, co zawsze wiąże się z nowymi doświadczeniami i uczuciami. Powtarzanie tego samego podczas 500 spektakli to nie jest łatwa rzecz, ale zdajesz sobie sprawę, że każde przedstawienie jest nowym doznaniem dla ciebie i publiczności. To wymagająca dyscyplina, ale bardzo bogata. Telewizja jest jak wojna z całym bagażem technicznym. Trzeba uważać na trzy kamery jednocześnie, na światło, cienie, jak nie wpaść na kogoś, nie zasłonić, a przy tym wypaść dobrze i naturalnie. To wszystko są wyzwania, bardziej lub mniej skomplikowane.

– Czy wygląd fizyczny pomógł Ci w karierze?
– Jestem przekonany, że gdyby nie moja postura, nigdy nie dostałbym głównej roli. Trzeba jednak zauważyć, że teraz powierzają ją każdemu. Sekretem jest utrzymać się. Dzisiaj jestem tutaj gdzie jestem, uczę się, zajmuję miejsce, jakie dają mi producenci, reżyserzy, koledzy i prasa. Pozostaję świadomy, że przyjdzie dzień, gdy będę musiał się wycofać.

– Jakim byłeś dzieckiem?
– Niespokojnym. Uwielbiałem sport. Uprawiałem wszystkie możliwe dyscypliny, jakie istniały w moim miasteczku. Byłem nieśmiałym, ale bardzo przyjacielskim chłopcem. Do tego byłem bardzo zdyscyplinowany, nie lubiłem opuszczać szkoły, mogłem iść do niej nawet w chorobie, bo była miejscem, gdzie spotykałem się z kolegami.

– Tęsknisz za Argentyną?
– Tęsknię za tymi, którzy tam są, ludźmi których kocham. Odczuwam melancholię i nostalgię. Jest tam cała moja przeszłość, teraźniejszość, jaka nie istnieje i mało prawdopodobna przyszłość. To napawa mnie melancholią, bo wiem, że nie mogę zrobić niczego, by zmienić to, co przeżyła moja rodzina.

Opracowano na podstawie esmas



Comments

  1. po KIEDY SIE ZAKOCHAM jak dla mnie najlepsza para ktora pokazala uczucia, duzo emocji, uwielbiam ich, a Silvia stala sie na nowo rozchwytywana, i chetnie zobaczylabym z nia Amor Bravio :)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.