San Sebastian 2014: „La isla mínima” podnosi poprzeczkę konkurentom

Zapowiadana z rwetesem nowa produkcja Alberto Rodrígueza już drugiego dnia porwała publiczność Festiwalu w San Sebastian. „La isla mínima” to

Zapowiadana z rwetesem nowa produkcja Alberto Rodrígueza już drugiego dnia porwała publiczność Festiwalu w San Sebastian. „La isla mínima” to sensacyjno-kryminalny obraz z Hiszpanią z lat 80. w tle, w którym dwóch policjantów śledczych musi rozwikłać sprawę zaginięcia dziewczyn w nizinie rzeki Gwadalkiwir.

Krytycy filmowi, którzy jako pierwsi weszli do niewielkiego świata byli zgodni co do jednego: “La isla mínima” zapisze się jako najsilniejsza pozycja hiszpańskiego kina. Carlos Boyero z “El País” w swojej notce pochwalił Rodrígueza za umiejętność wabienia widza solidnymi niepodstępnymi haczykami. Podobnego zdania są odtwórcy głównych ról w filmie Raúl Arévalo i Javier Gutiérrez. Ten pierwszy bez wahania oświadczył, że „Alberto jest jednym z najciekawszych obecnie reżyserów”. Aktor przyznał, że propozycja pracy nad tym projektem była prezentem. „Czułem się rozpieszczony. Wziąłem udział w czymś, co fascynowało mnie jeszcze jako chłopca, kiedy biegałem do wideoteki po fascynujące thrillery” – wspomniał aktor. “O ile z przyjemnością zaczytywałem się w skryptach, o tyle z jeszcze większą radością pracowałem na planie” – dodał.

Od lewej: Javier Gutiérrez i Raúl Arévalo (fot. Julio Vergne)
Od lewej: Javier Gutiérrez i Raúl Arévalo (fot. Julio Vergne)

Za duetem Arévalo-Gutiérrez stanęło ponad 40 aktorów, w tym Antonio de la Torre, Nerea Barros, Manolo Solo czy debiutujący jeszcze w tej roli Jesús Castro. „Alberto kocha aktorów” – przyznał Javier, któremu przypadła odrobinę trudniejsza rola detektywa z niejasną przeszłością. Jego bohater jest tym, czego nie można było obejść, jeśli osadza się historię w Hiszpanii sprzed 30 lat. „Tak naprawdę kraj dopiero się kształtował. Demokracja raczkowała. Postaci detektywów zderzają się ze sobą, są kontrastem tego, co zostawiły po sobie lata dyktatury poprzedniego rządu oraz tego, co właśnie się rozpoczęło” – wyjaśnia reżyser. To współżycie dwóch sprzeczności nie jest czymś zupełnie odległym. Reżyser przyznaje, że debaty na wiele tematów, takich jak zapłodnienie in vitro, które rozpoczęły się w owym czasie, wciąż pozostają nierozstrzygnięte. Widz powinien być świadomy, że oglądając film tak naprawdę ogląda dwie historie. Pierwsza jest opowiedziana wprost, dotyczy wątku śledczego i jest zamknięta. Druga rozgrywa się pod nią, wiąże aspekty polityczne i ideologiczne, i ma otwarty finał. „To zamierzony zabieg. Chcieliśmy namówić w ten sposób do refleksji. Stawiamy pytanie, na które każdy może odpowiedzieć na własny sposób. My nie mamy gotowca” – dopowiada reżyser.

Wprawdzie Alberto Rodríguez przyznaje, że podczas tworzenia filmu inspirował się takimi obrazami jak „Zagadka zbrodni” Joon-ho Bonga czy „Zodiak” Davida Finchera, zaskoczyło go, gdy usłyszał o podobieństwach do serialu „Detektyw”. Reżyser i scenarzysta wyjaśnił, że zdjęcie do filmu „La isla minima” zakończyły się w listopadzie 2013, na kilka miesięcy przed premierą „Detektywa” w amerykańskiej telewizji. Wspomniał także o okolicznościach, w których po raz pierwszy usłyszał o zbieżnościach między tytułami: „Raúl [Arévalo] wysłał mi przez WhatsAppa zdjęcie Matthew McConaugheya ze wzmianką o tym serialu. Zobaczyłem detektywa pod krawatem i powiedziałem: Niemożliwe. Później rzuciłem okiem na pierwsze trzy minuty pilotażowego odcinka, bo więcej nie chciałem. Ujrzałem piękne ujęcia z helikoptera, samochody, a potem widziałem jak jeden z bohaterów wyciąga notatnik i zaczyna coś szkicować, dokładnie tak samo jak bohater mojego filmu. Nieprawdopodobne”.

Fot. Julio Vergne
Fot. Julio Vergne

Reżyser przyznaje, że sukcesy jego poprzednich filmów “Operacja Expo” i “7 dziewic” miały wpływ na to, co tworzy, ale jeden priorytet pozostaje niezmieniony. „Być może stałem się bardziej wymagający, ale dla mnie najważniejsza zawsze jest historia, którą próbuję opowiedzieć” – odpowiada i przyznaje, że praca na planie była najgorszą w jego karierze. Ale było warto dla takiego efektu. Javier chwali swojego reżysera i mówi, że za jego osobą stoi nie tylko prestiż, ale co najważniejsze, magnes, który przyciąga widzów do kina. “Nie możemy pozwolić mu na to, żeby robił sobie przerwy od pracy. Cokolwiek wyjdzie z jego rąk, jest dobre jakościowo” – dodaje. Kiedy próbuje się go wpisać na listę najlepszych reżyserów odpowiada przerażony „W żadnym razie. To, że jeden film wyszedł mi dobrze, nie czyni mnie najlepszym z najlepszych. Sam przyglądam się pracom kolegów po fachu i widzę, że tworzą filmy, jakich ja nie ośmieliłbym zrobić. Ale będę dawał z siebie wszystko. Kto wie, może pewnego dnia nakręcę obraz podobny do tych, jaki robią Saura, Trueba czy Almodóvar” – kwituje.

Opracował Robert Aronowski / Fot. novela.pl

[tabs tab1=”Galeria zdjęć”]
[tab id=1]

[/tab]
[/tabs]



Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.