Victor González trzyma formę

37-letni meksykański aktor spędził 6 lat poza granicami Meksyku, by przekonać się, że nigdzie nie będzie mu lepiej, jak w

37-letni meksykański aktor spędził 6 lat poza granicami Meksyku, by przekonać się, że nigdzie nie będzie mu lepiej, jak w domu. Rolą Leo w telenoweli „Pasión Morena” (której premierowy odcinek zobaczymy już 1września na antenie TV Silesia) odnowił kontakt z telewizją Azteca i udowodnił, że wciąż jest tym samym charyzmatycznym Victorem, o zniewalającym spojrzeniu, co przed laty. Szczęście dopisuje mu zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Z żoną Norą, z którą pobrał się w marcu 2008, jak sam zapewnia wiedzie mu się świetnie i oboje marzą o powiększeniu rodziny. A do tego właśnie dostał angaż do najnowszej do telenoweli „Entre el amor y el deseo”, w której będzie partnerował Lorenie Rojas. Zdjęcia rozpoczęły się dwa tygodnie temu.

 Jakim byłeś dzieckiem?
– Psotliwym i wesołym. Mam liczne kuzynostwo i razem z bratem zawsze szukaliśmy sposobności do wspólnej zabawy.

– Jest taki ktoś, kto był Twoim życiowym przewodnikiem, od kogo wiele się nauczyłeś?
– Rodzice są moim najlepszym wzorcem i zdecydowanie ojciec jest osobą, którą najbardziej podziwiam.

– Czego się boisz?
– Choroby. Tego, że dopadnie mnie, kogoś z mojej rodziny, przyjaciół, znajomych.

– Jak układa Ci się w związku? 
– Mamy się z Norą świetnie. Z każdym dniem kochamy się coraz mocniej. Jesteśmy szczęśliwi razem. Mamy już za sobą początek małżeństwa i z podniesioną głową dojrzale spoglądamy w przyszłość.

– Jak wspominasz główną rolę w „Pasión Morena”?
– Telenowela spełniła moje oczekiwania. Podobała mi się i byłem jej całkowicie oddany. Mam wiele wspólnego z Leo. On żyje pełnią życia i ja także staram się taki być.

– Co Ci się najbardziej podobało?
– Plenery i praca na planie. Świetnie dogadywałem się z ekipą i szło nam jak z płatka.

– Wolisz grać dobre czy złe charaktery?
– To nie ma znaczenia, jeśli postać ma dużo do zaoferowania, tak jak Leo. Lubię grać zarówno bohaterów dobrych jak i złych, byle tylko nie byli bierni.

– Znałeś Chiapas jeszcze zanim pojawiłeś się na planie telenoweli?
– Nie, nie znałem. To jedno z najpiękniejszych zakątków Meksyku i świata. Poznałem je od podszewki i spodobało mi się. Każdy jego skrawek barwi się innym kolorem, a woda rozpościera się jego po całym obszarze. Do tego mieszkają tam sympatyczni ludzie. To magiczne miejsce.

– Niebawem Meksykanie zobaczą Cię w nowej telenoweli…
– Tak i pokładam wiele nadziei w tym projekcie. Przygotowaliśmy się do niej dwa miesiące, sporo rozmawialiśmy z brazylijskimi producentami, którzy pomogli nam zrozumieć ich wizję produkcji.

– Jak oceniasz Lorenę Rojas?
– To świetna kobieta, oddana pracy, odpowiedzialna, utalentowana i zdyscyplinowana. Po prostu wielka aktorka. Rezultaty z pewnością będą do zobaczenia na ekranie. Udało nam się nawiązać więź porozumienia.

– Gdybyś nie był aktorem, zostałbyś…?
– Piosenkarzem rocka albo toreadorem (śmieje się). Pociąga mnie życie rockmanów.

– Największa zaleta?
– Szybko się adaptuje w nowym otoczeniu.

– Najszczęśliwszy moment życia?
– Ten teraz. Mam wszystko, czego potrzebuję: miłość, pracę.

– Co najbardziej cenisz u kobiet?
– Szczerość.

– A u mężczyzn?
– Również szczerość. To najwartościowsza cecha człowieka.

Źródło: Revista Laura i Quien



Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.