Pedro Moreno: Kubańczyk na wolności

W listopadzie 2000 roku, znużony życiem w biedzie i spragniony wolności, Pedro Moreno podjął jedną z najważniejszych decyzji swojego życia:

W listopadzie 2000 roku, znużony życiem w biedzie i spragniony wolności, Pedro Moreno podjął jedną z najważniejszych decyzji swojego życia: wyjechał z rodzinnej Kuby, posłał do diabła swoje studia na inżynierii przemysłowej i dopingowany przez ojca odważył się postawić wszystko do tej pory osiągnął na jedną kartę, by dotrzeć do Miami i spełnić swoje marzenia.

-Jak czułeś się w roli Cristóbala Colón?
-Udział w “Twarzy Analiji” dał mi najwięcej możliwości, ze wszystkich telenowel w których grałem, do zaprezentowana swojej osoby. To największe wyzwanie z jakim przyszło mi się jak dotąd zmierzyć. Rola detektywa była bowiem postacią pełną akcji i bardzo istotną dla toczących się wydarzeń.

-Przypominasz w czymś Cristóbala?
-Mamy podobny sposób podejmowania decyzji. Uważam siebie za osobę, która najpierw myśli, a potem działa. Choć zdarza mi się, jak nam wszystkim, robić coś pod wpływem impulsu. Cristóbal jest w tej kwestii bardziej konserwatywny i zwinnie analizuje każdy swój postępek. Podobnie jak on, jestem romantyczny, choć moje relacje nie są jeszcze tak dojrzałe. Zaś to, co najbardziej nas poróżnia, to powaga. Cristóbal jest mężczyzną statecznym, a ja bardziej rozrywkowym.

-Jak trafiłeś do telewizji?
-Od najniższego szczebla. Zacząłem od roli statysty, później dostałem się do reality show “Protagonistas de novela” (w Polsce znane jako “Droga do sławy”). I choć go nie wygrałem, to pomógł mi otworzyć szerzej drzwi do kariery. Brałem lekcje gry aktorskiej, uczestniczyłem w kursach w Miami i bardzo miło wspominam tych, którzy tak wiele mnie nauczycieli, a w szczególności Adrianę Barraza, która pomogła mi wyszlifować akcent i dykcję.

-Jak udało Ci się wydostać z Kuby?
-Miałem 17 lat i studiowałem inżynierię przemysłową. Zanim skończyłem pierwszy rok nauki, mój ojciec wyjechał do Urugwaju. Pracując w Międzynarodowej Szkole Kina dostrzegł jak wielkie możliwości stoją przed człowiekiem, kiedy znajdzie się poza wyspą, a mi bardzo zależało na aktorstwie. Przepustka, na wyjazd jaką otrzymałem została wyznaczona na styczeń 2001, lecz udało mi się zwiać jeszcze w listopadzie. Razem z tatą, który od dawna planował ucieczkę, zakosztowaliśmy smaku wolności. W ponad dwudziestogodzinnej podróży łódką towarzyszyło nam jeszcze 18 innych osób. Wspominając o tym, warto również zaznaczyć dwudniową przeprawę przez góry, jaką zmuszeni byliśmy przebyć, podobnie jak większość Kubańczyków, którzy planują wyjazd. Przeprawa ta była bardzo wyczerpująca, straciłem dużo na wadzę, kląłem jak szewc, ale dzięki Bogu mój ojciec był ze mną i dodawał mi otuchy.

-Sądzisz, że będąc mężczyzną dobrze zbudowanym, łatwiej było Ci osiągnąć to, co masz teraz?
-Nie uważam siebie za takiego. Jestem zwyczajnym człowiekiem, który po prostu lubi ćwiczyć i dbać o swoją formę, co jest przecież bardzo zdrowe. Nie bujam w obłokach i twardo stąpam po ziemi. Droga kariery nie należy do najłatwiejszych, jest niestabilna i wymaga ciężkiej pracy, ciągłego pukania do różnych drzwi i dryfowania po nieznanym lądzie, z czym jak na razie jakoś sobie radzę.

-Co teraz jest twoim największym marzeniem… może Hollywood?
-Każdy aktor odpowiada tak samo: wielki ekran. Hollywood jest moim celem, lecz nie gardzę produkcjami telewizyjnymi i będę w nich grał póki nie zbuduję na nich stabilnego podłoża. Chcę grać główne role, a dopiero potem stawiać kolejne kroki. Nie zwracam uwagi na wiek – mam 29 lat i cieszę się z nowych możliwości. Nie chcę galopować, bo dopiero raczkuję. Marzę o roli czarne charakteru, gdyż jak razie oferowano mi jedynie postaci pozytywne. Czuję się gotowy na to wyzwanie i z niecierpliwością czekam na okazję do zaprezentowania innych umiejętności.

-Chciałbyś powiedzieć coś o osobie na koniec?
-Powiem tylko tyle, że jestem człowiekiem czułym, dobrym kompanem, lubiącym sport, mam żonę i dwurocznego synka, który dodaje mi motywacji. Życie w wolnym kraju pozwoliło mi zrozumieć lepiej słowa kubańskiego poety José Martí: “do pełni życia człowiek potrzebuje trzech rzeczy: napisać książkę, zasadzić drzewo i założyć rodzinę”. Ja już zasadziłem drzewo i mam też syna. Zostało mi tylko napisać książkę.



Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.